Ze wspomnień Grafa Hansa von Lehndorf

Moderatorzy: Ewingi, Kazimierz Madela

Kazimierz Madela
Posty: 53
Rejestracja: 2010-02-02, 11:13
Lokalizacja: Berlin

Ze wspomnień Grafa Hansa von Lehndorf

Post autor: Kazimierz Madela »

Ze wspomnień Grafa Hansa von Lehndorf:

Dwie Niemki z Januszewa znalazły prawdopodobnie zakopane srebra mojej rodziny. Dowiedziałem się o tym od polskiego właściciela sklepu, u którego te panie sprzedały niedawno trzy srebrne kubki. Sklepikarz zaraz mi je pokazał i zaproponował ich odkupienie za te same 500 zł., śmiesznie niska cena. W jego sklepie znajdowało się wiele innych przedmiotów należących wcześniej do mojej rodziny. Nie chciłem mu o tym mówić, gdyż był dla mnie niezwykle uprzejmy i miły, po tym, jak wyrwałem mu bezboleśnie parę zębów. Owe panie zaoferowały mi kilka książek do nabożeństwa (spiewników) i naszą biblię od chrztu (Taufbibel), którą też znalazły. Przyjąłem ją z podziękowaniem i ukryłem w Siemianach.

Graf Hans von Lehndorf: (ur.13.04. 1910 – zm.04.09.1987) niemiecki chirurg i pisarz, żonaty z Margarethe Gräfin Finck von Finckenstein. Jego ojcem był Siegfried Graf Lehndorff, a matką Maria von Oldenburg z Januszewa. Graf Hans von Lehndorf spisał wspomnienia na podstawie prowadzonego dziennika i zachowanych w pamięci faktach, a następnie opublikował w postaci książkę pt. „Ostpreussisches Tagebuch. Aufzeichnungen eines Arztes aus den Jahren 1945-1947. Monachium 1961. - Pamiętnik prusko-wschodni. Zapiski lekarza z lat 1945-1947. W rozdziale 8 tej książki pt. Rosenberg 6. August 1946 bis Mai 1947 - Susz od 6 sierpnia 1946 r. do maja 1947 r. opisał swój pobyt w Suszu.
Ostatnio zmieniony 2010-10-06, 11:19 przez Kazimierz Madela, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
mirekpiano
Posty: 1894
Rejestracja: 2010-01-13, 16:28
Kontakt:

Post autor: mirekpiano »

Czy posiadasz tę książkę?
Jeśli tak to prosimy o jakieś ciekawe historie z tamtych czasów.

może wtym dziale:
http://jerzwald.pl/forum/viewforum.php?f=15
Kazimierz Madela
Posty: 53
Rejestracja: 2010-02-02, 11:13
Lokalizacja: Berlin

Post autor: Kazimierz Madela »

Oczywiście posiadam książkę Grafa Hansa von Lehndorf. Przetłumaczyłem w całości rozdział 8 tej książki pt. Rosenberg 6. August 1946 bis Mai 1947 - Susz od 6 sierpnia 1946 r. do maja 1947 r. Część pierwsza tłumaczenia znajduje się w trzecim numerze biuletynie „Skarbiec Towarzystwa Miłośników Ziemi Suskiej (www.tmzs.pl). W kolejnych numerach Skarbca będą zamieszczone dalsze dwie części. Poniżej fragment z części pierwszej


Rosenberg, nazwany przez Polaków Suszem, był wcześniej małym, spokojnym miasteczkiem z 6 tysiącami mieszkańców, wokół którego znajdowały się wielkie posiadłości ziemskie. Teraz miasteczko leży w ruinach i jak daleko patrząc ziemia jest opustoszała i wyludniona, a większość okazałych majątków to obecnie tylko gruzy i popiół. Wokół zniszczonego centrum Susza zamieszkało około 1200 Polaków w mieszkaniach nadających się jeszcze do użytku. Ale zdaje się, że tylko niektórzy z nich zostaną tu na stałe. Większość Polaków jest bowiem w ustawicznym niepokoju. Pociąg, który raz albo dwa razy dziennie pojawia się na dworcu kolejowym w Suszu, wypełniony jest po brzegi ludźmi szukającymi szczęścia – jedni przybywają inni odchodzą. Wszyscy przyjezdni pochodzą ze wschodniej i zachodniej Polski, prawdopodobnie nie znalezli dotąd jeszcze niczego odpowiedniego do zamieszkania i szukają czegoś lepszego. Ludzi ci są zupełnie różni i nie pasują do siebie sposobem bycia, usposobieniem i mentalnością. Wydaje mi się, że między Polską wschodnią i zachodnią istnieje jakaś wyraźna linia podziału przebiegająca przez środek kraju. Te różne typy ludzkie łączy jednak jedno, wszyscy oni utracili własne domy i są jakby wykorzenieni, gdyż w przeciwnym razie nie przybyliby tu dobrowolnie do spustoszonego kraju, do którego nie mają żadnego związku emocjonalnego. Może tylko poza tymi Polakami, którzy pracowali tu przymusowo w czasie wojny i teraz próbują zbudować swoją egzystencję w opustoszałych gospodarstwach. Pierwsi Polacy przybyli tu jakieś pótora roku temu razem z wojskiem radzieckim. Akurat tym powodzi się względnie najlepiej, gdyż udało im się zdobyć trochę wyposażenia gospodarczego. Czyli wszystko to, co zostało przeoczone w pierwszych plądrowaniach przez rabusiów.Widać wyraźnie, że ludzi ci są dobrze ubrani i sprawiają wrażenie zasiedzenia oraz spokoju, a nawet pewnego rozluźnienia. Każdy nowoprzybyły Polak próbuje otworzyć jakiś interes lub zająć jakiś urząd. Obecni są już burmistrz, proboszcz, lekarz, dentystka, prawnik, leśniczy, poczmistrz, zawiadowca stacji kolejowej, kominiarz, fryzjer, szewc, krawiec i wielu innych. Chociaż wydaje się, że żaden z nich nie ma w wykonywanym fachu zbyt wielkiego doświadczenia. Oprócz tego kwitnie ożywiony handel u piekarzy, rzeźników aż do ulicznych sprzedawców zapałek, przy tym widoczny jest spory ruch w gospodzie. Wszyscy jakoś żyją, ale aktywność tych ludzi wyznaczona jest przez ogólną nędzę z jednej strony i przez obecną milicję i UB z drugiej, która prymitywnie i według własnego humoru sprawuje tu władzę.
Awatar użytkownika
mirekpiano
Posty: 1894
Rejestracja: 2010-01-13, 16:28
Kontakt:

Post autor: mirekpiano »

strony o Hans Graf von Lehndorff:
http://de.wikipedia.org/wiki/Hans_Graf_von_Lehndorff

jego książka pt." Ostpreußisches Tagebuch: Aufzeichnungen eines Arztes aus den Jahren 1945- 1947"
jest on- line na stronie:
http://books.google.com/books?id=ywdyeS ... &q&f=false

niestety niektóre strony mają zablokowany podgląd ze względu na prawa autorskie.
Załączniki
Hans Graf von Lehndorff
Hans Graf von Lehndorff
Kazimierz Madela
Posty: 53
Rejestracja: 2010-02-02, 11:13
Lokalizacja: Berlin

Post autor: Kazimierz Madela »

Ze wspomnień Grafa Hansa von Lehndorf (1946 r.)

W Suszu i jego najbliższej okolicy jestem często wzywany do chorych, dzięki temu mam wgląd w warunki życia i bytowania Polaków. W wielu przypadkach nie są to wcale małżeństwa, lecz tylko luźne związki, które powstały mniej lub bardziej przypadkowo i zapewne tylko na krótki czas. Mimo to rodzi się niespodziewanie dużo dzieci. Położna Cecylia cieszy się z mojej pomocy przy odbieraniu porodów, bo sama nie zdołałaby ich wszystkich przyjąć. Często siedzę wiele godzin, czasami całą noc, w domu rodzącej, aż dziecko przyjdzie na świat. Noworodek jest witany najczęściej radośnie, mimo czasami różnych okoliczności związanych z ojcostwem (tłum. wcześniej autor wspominał o odbieraniu porodów od kobiet zgwałconych przez Rosjan, tzw. rosyjskich dzieci). Przesypiam noc etapami na krześle lub podłodze, a w przerwach muszę wypijać kolejnego sznapsa. Słyszę wtedy często to, czego Polacy w innych okolicznościach wcale by mi nie opowiedzieli. Wojna zrobiła z nich nędzarzy i zruinowała dotychczasowe życie, przy czym jest dla mnie niekiedy niejasne, skąd doznali więcej krzywd - z zachodu czy wschodu. Często jestem głęboko zawstydzony gotowością Polaków do odstawienia na bok wszystkich swoich uprawnionych uczuć do zemsty, za to wszystko, co uczyniliśmy im my Niemcy i Hitler. Polacy dostrzegają we mnie normalnego człowieka, jakby jakieś odchylenie od złej istoty niemieckiej. I właśnie ci Polacy, którzy najbardziej ucierpieli i wszystko utracili, są tymi, z którymi rozmawia się o tym najłatwiej.
Oprócz obcęg dentystycznych i kleszczy położniczych moje instrumentarium lekarskie jest prymitywne. Duże nacięcia wykonuję żyletkami do golenia, a jedyny skalpel ukrywam w łóżku na większe operacje, aby nie został użyty przez pielęgniarki do ostrzenia ołówków lub jeszcze gorszych celów. Czerwony marker, który z trudem zdobyłem do rysowania krzywych temperatur pacjentów, zaginął na dłuższy czas. Na jego trop naprowadził mnie kolor ust naszej sprzątaczki, znalazłem go później na parapecie okna szpitalnej kuchni. Konieczne czyszczenie macic u wykrwawionych i często nieprzytomnych już kobiet wykonuję zaostrzoną łyżką kuchenną, currety potrzebnej do tego zabiegu nie ma i pewnie nigdy jej nie zdobędę. Dużych operacji nie można w Suszu wykonywyć i takie przypadki muszą trafić do szpitala w Marienwerder, teraz nazwanego Kwidzynem. Do przewozu chorych jest w Suszu sanitarka podarowana przez Amerykanów, ale najczęściej jest ona w drodze w interesach do Gdańska, Olsztyna albo Warszawy. Z tego powodu trzeba starać się o inne możliwości transportu dla chorych. Pochłania to wiele czasu, ponieważ UB, który ma do dyspozycji małego Volkswagena, najczęściej ma zupełnie inne problemy. Ostatecznie musimy posłużyć się jakimś zaprzęgiem konnym, który w każdym razie potrzebuje wiele godzin na przebycie drogi do Kwidzyna.
Często mam do czynienia z ranami postrzałowymi, co zupełnie nie dziwi przy niezliczonej ilości broni, którą tutaj posiadają i posługują się ludzie. Kiedyś takiego rannego przyprowadziła do mnie milicja w środku nocy. Zostałem gwałtownie przebudzony, gdy do mojego pokoju wtargnęło z latarniami dwunastu pokrytych kurzem mężczyzn. Na dole w gabinecie leżał jeden z ich towarzyszy z raną postrzałową w pachwinie. Ponieważ pocisk tkwił jeszcze w jamie brzusznej, co wymagało poważnej operacji, poradziłem im, aby jak najszybciej zawieźć rannego do Kwidzyna. Wtedy przybyli mężczyzni zniknęli tak szybko, jak się pojawili - zapewno aby załatwić auto do transportu. Zostałem z rannym sam. Dopiero po sześciu godzinach pojawili się niektórzy z nich z powrotem i zabrali rannego, ale w międzyczasie utopili swój strach w alkoholu. Jak sami opowiadali, natknęli się w nocy na partyzantów i zaczęli strzelać do nich na oślep. Podczas tej dzikiej strzelaniny zranili własnego kolegę.
Na ulicach miasta ludzie odnosili się do mnie początkowo z rezerwą. Nik mnie nie pozdrawiał i czułem się bardzo osamotniony. Obecnie sytuacja znacznie się poprawiła, szczególnie po tym, jak pewien fryzjer, pod którego zakładem akurat przechodziłem, zaprosił mnie do środka i bezpłatnie ostrzygł w obecności czekających tam ludzi. Było to rzeczywiście radosne uczucie być postrzeganym za normalnego człowieka.
Z dwóch suskich kościołów działa katolicki i odbywają się w nim regularne nabożeństwa. Proboszcz ma trudne zadanie, gdyż jest często angażowany przez mieszkańców do łagodzenia kłótni i roztrzygania konfliktów. O przypadkach szczególnie drastycznych mówi na kazaniach, co cieszy się ogólnym uznaniem, również u mniej pobożnych ludzi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wspomnienia dawnych mieszkańców Gerswalde in Ost Preussen”