Gruby
: 2014-09-01, 11:40
napisana w 1966 roku
na jej kanwie powstal serial pod tym samym tytułem
recenzja:
http://galeriakongo.blogspot.com/2013/0 ... owski.html
Tematyka "Grubego" jak na blisko półwiekową książkę dla dzieci i młodzieży jest dzisiaj zaskakująco trendy. To opowieść o odrzuceniu i inności oraz potrzebie akceptacji. Pewnie każdy w szkole w jakiś sposób z tym problemem się zetknął, choćby jako jego świadek. A nie daj Boże, jeśli ktoś miał nieszczęście być rudy, gruby, nosić okulary to zapewne nie raz usłyszał z tego powodu złośliwe przytyki.
W książce Minkowskiego nie ma modnego sztafażu i ideologicznego zadęcia tylko zranione uczucia chłopca niemogącego pogodzić się z odrzuceniem z powodu swej tuszy. Pisarz pokazuje zresztą różne "pola", na których występuje wykluczenie; jest więc niemieckie dziecko, na którym po swojemu bierze "odwet" jego polski rówieśnik, kaleki chłopiec, no i tytułowy bohater oraz całą gama dziecięcych postaw; od szykan do współczucia. A że główny bohater chodzi do siódmej klasy więc pojawiają się też nieśmiało pierwsze "kłopoty sercowe".
To wszystko w przygodowym sztafażu: dywersji Werwolf'u i tajemnicy dawnego klasztoru zamienionego w szkołę, w której piwnicach szabrownicy ukryli m.in. ukradzione z miejscowego muzeum obrazy (przy tej okazji pojawia się chyba obowiązkowy punkt książek dla młodzieży tamtych lat - encyklopedyczne wiadomości - w tym przypadku poświęcony malarstwu Gauguin'a). Nie obyło się bez wpadek bo dowiadujemy się, że klasztor w stylu gotyckim zbudowany został w ... XVII wieku. Choć to nic w porównaniu z tym, kiedy w pierwszym, zresztą autobiograficznym rozdziale, z przejmującymi opisami doznawanego przez dziecko głodu, czytamy, że gdy żołnierze radzieccy prowadzili bohaterskie boje z hitlerowskim najeźdźcą, to m.in. lekarze i inżynierowie rąbali drzewo w tajdze na potrzeby frontu, co aż prowokuje do postawienia pytania, skąd oni się tam wzięli i dlaczego ich umiejętności nie były wykorzystywane w szpitalach i fabrykach. Takich ideologicznych wstawek jest zresztą trochę - nie obyły się bez nich nawet wykopki, choć za moich czasów były to już tylko wykopki a nie solidarność z głodującymi mieszkańcami miast.
Trudno oczywiście uniknąć porównania książki i filmu, którego niewątpliwym atutem są plenery Mieroszowa i który tylko w ogólnym zarysie trzyma się swojego literackiego pierwowzoru (w książce nie ma m.in. scen z jeziorem, poszukiwanie skarbu jest motywem drugo-, jeśli nie trzeciorzędnym, znacznie naturalniej następuje akceptacja Maćka). Wydaje mi się, że to książka z tej konfrontacji wychodzi zwycięsko jako że daje pełniejszy obraz dziecięcych uczuć, które także dzisiaj, nawet dla dorosłego czytelnika pobrzmiewają zadziwiająco poważnie.
na jej kanwie powstal serial pod tym samym tytułem
recenzja:
http://galeriakongo.blogspot.com/2013/0 ... owski.html
Tematyka "Grubego" jak na blisko półwiekową książkę dla dzieci i młodzieży jest dzisiaj zaskakująco trendy. To opowieść o odrzuceniu i inności oraz potrzebie akceptacji. Pewnie każdy w szkole w jakiś sposób z tym problemem się zetknął, choćby jako jego świadek. A nie daj Boże, jeśli ktoś miał nieszczęście być rudy, gruby, nosić okulary to zapewne nie raz usłyszał z tego powodu złośliwe przytyki.
W książce Minkowskiego nie ma modnego sztafażu i ideologicznego zadęcia tylko zranione uczucia chłopca niemogącego pogodzić się z odrzuceniem z powodu swej tuszy. Pisarz pokazuje zresztą różne "pola", na których występuje wykluczenie; jest więc niemieckie dziecko, na którym po swojemu bierze "odwet" jego polski rówieśnik, kaleki chłopiec, no i tytułowy bohater oraz całą gama dziecięcych postaw; od szykan do współczucia. A że główny bohater chodzi do siódmej klasy więc pojawiają się też nieśmiało pierwsze "kłopoty sercowe".
To wszystko w przygodowym sztafażu: dywersji Werwolf'u i tajemnicy dawnego klasztoru zamienionego w szkołę, w której piwnicach szabrownicy ukryli m.in. ukradzione z miejscowego muzeum obrazy (przy tej okazji pojawia się chyba obowiązkowy punkt książek dla młodzieży tamtych lat - encyklopedyczne wiadomości - w tym przypadku poświęcony malarstwu Gauguin'a). Nie obyło się bez wpadek bo dowiadujemy się, że klasztor w stylu gotyckim zbudowany został w ... XVII wieku. Choć to nic w porównaniu z tym, kiedy w pierwszym, zresztą autobiograficznym rozdziale, z przejmującymi opisami doznawanego przez dziecko głodu, czytamy, że gdy żołnierze radzieccy prowadzili bohaterskie boje z hitlerowskim najeźdźcą, to m.in. lekarze i inżynierowie rąbali drzewo w tajdze na potrzeby frontu, co aż prowokuje do postawienia pytania, skąd oni się tam wzięli i dlaczego ich umiejętności nie były wykorzystywane w szpitalach i fabrykach. Takich ideologicznych wstawek jest zresztą trochę - nie obyły się bez nich nawet wykopki, choć za moich czasów były to już tylko wykopki a nie solidarność z głodującymi mieszkańcami miast.
Trudno oczywiście uniknąć porównania książki i filmu, którego niewątpliwym atutem są plenery Mieroszowa i który tylko w ogólnym zarysie trzyma się swojego literackiego pierwowzoru (w książce nie ma m.in. scen z jeziorem, poszukiwanie skarbu jest motywem drugo-, jeśli nie trzeciorzędnym, znacznie naturalniej następuje akceptacja Maćka). Wydaje mi się, że to książka z tej konfrontacji wychodzi zwycięsko jako że daje pełniejszy obraz dziecięcych uczuć, które także dzisiaj, nawet dla dorosłego czytelnika pobrzmiewają zadziwiająco poważnie.