Gruby

Awatar użytkownika
mirekpiano
Posty: 1894
Rejestracja: 2010-01-13, 16:28
Kontakt:

Gruby

Post autor: mirekpiano »

napisana w 1966 roku
na jej kanwie powstal serial pod tym samym tytułem


recenzja:
http://galeriakongo.blogspot.com/2013/0 ... owski.html

Tematyka "Grubego" jak na blisko półwiekową książkę dla dzieci i młodzieży jest dzisiaj zaskakująco trendy. To opowieść o odrzuceniu i inności oraz potrzebie akceptacji. Pewnie każdy w szkole w jakiś sposób z tym problemem się zetknął, choćby jako jego świadek. A nie daj Boże, jeśli ktoś miał nieszczęście być rudy, gruby, nosić okulary to zapewne nie raz usłyszał z tego powodu złośliwe przytyki.

W książce Minkowskiego nie ma modnego sztafażu i ideologicznego zadęcia tylko zranione uczucia chłopca niemogącego pogodzić się z odrzuceniem z powodu swej tuszy. Pisarz pokazuje zresztą różne "pola", na których występuje wykluczenie; jest więc niemieckie dziecko, na którym po swojemu bierze "odwet" jego polski rówieśnik, kaleki chłopiec, no i tytułowy bohater oraz całą gama dziecięcych postaw; od szykan do współczucia. A że główny bohater chodzi do siódmej klasy więc pojawiają się też nieśmiało pierwsze "kłopoty sercowe".

To wszystko w przygodowym sztafażu: dywersji Werwolf'u i tajemnicy dawnego klasztoru zamienionego w szkołę, w której piwnicach szabrownicy ukryli m.in. ukradzione z miejscowego muzeum obrazy (przy tej okazji pojawia się chyba obowiązkowy punkt książek dla młodzieży tamtych lat - encyklopedyczne wiadomości - w tym przypadku poświęcony malarstwu Gauguin'a). Nie obyło się bez wpadek bo dowiadujemy się, że klasztor w stylu gotyckim zbudowany został w ... XVII wieku. Choć to nic w porównaniu z tym, kiedy w pierwszym, zresztą autobiograficznym rozdziale, z przejmującymi opisami doznawanego przez dziecko głodu, czytamy, że gdy żołnierze radzieccy prowadzili bohaterskie boje z hitlerowskim najeźdźcą, to m.in. lekarze i inżynierowie rąbali drzewo w tajdze na potrzeby frontu, co aż prowokuje do postawienia pytania, skąd oni się tam wzięli i dlaczego ich umiejętności nie były wykorzystywane w szpitalach i fabrykach. Takich ideologicznych wstawek jest zresztą trochę - nie obyły się bez nich nawet wykopki, choć za moich czasów były to już tylko wykopki a nie solidarność z głodującymi mieszkańcami miast.

Trudno oczywiście uniknąć porównania książki i filmu, którego niewątpliwym atutem są plenery Mieroszowa i który tylko w ogólnym zarysie trzyma się swojego literackiego pierwowzoru (w książce nie ma m.in. scen z jeziorem, poszukiwanie skarbu jest motywem drugo-, jeśli nie trzeciorzędnym, znacznie naturalniej następuje akceptacja Maćka). Wydaje mi się, że to książka z tej konfrontacji wychodzi zwycięsko jako że daje pełniejszy obraz dziecięcych uczuć, które także dzisiaj, nawet dla dorosłego czytelnika pobrzmiewają zadziwiająco poważnie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „książki”